Prolog
Wracając do domu ze szkoły zwolniłam kroku, gdy dostrzegłam zarys kamiennicy.
Nigdy nie przypuszczałam, że miejsce będące bezpiecznym schronieniem przez tyle lat, może stać się tak znienawidzone w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Krzyki, kłótnie to jedynie początek piekła. Po śmierci matki ojciec zaczął nadużywać alkoholu, z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Wkrótce został zwolniony z pracy, a ja zmuszona szukać prac dorywczych byleby tylko mieć pieniądze na chleb. Z utęsknieniem oczekiwałam osiemnastych urodzin. To miał być dzień w którym ucieknę z tej niewoli. Zerwę trzymające mnie łańcuchy.
Potrząsnęłam głową wyrywając się z głębokiego zamyślenia. Nawet nie zauważyłam momentu kiedy wyminęłam budynek. Spojrzałam na ekran komórki. Za dziesięć czwarta.
Odwróciłam się na piętach, aby ruszyć biegiem w stronę domu.
Zabije mnie.
Może leży upity na kanapie.
Zabije mnie.
Może wyszedł ze znajomymi.
Zabije mnie.
Może…
Zatrzymałam się sparaliżowana z przerażenia.
Światło. W salonie świeci się światło.
Jestem martwa.
Przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle i ruszyłam sztywnym krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Dostałam się do środka najciszej jak potrafiłam. Już miałam iść do swojego pokoju, gdy za plecami usłyszałam:
- Gdzie byłaś?
Przełknęłam.
- W szkole. Zajęcia trwały dłużej niż zwykle. Musiałam zostać, aby…
- Pytam się ciebie gdzie do cholery byłaś?! – wrzasnął, pchając mnie na ścianę.
Zadrżałam przerażona widząc wyraz jego twarzy. Oczy lśniły wypełnione gniewem. Usta były wygięte w nienaturalnym grymasie obrzydzenia. Tak, to zdecydowanie było obrzydzenie. Mój widok przyprawiał go o mdłości.
Kątem oka zauważyłam puste butelki po wódce. Upił się. Znów.
Szarpnął mnie za przód koszuli i podniósł do pionu. Po chwili padł pierwszy cios, a w ustach poczułam metaliczny smak krwi.
To wszystko przypomina scenę rodem ze słabego amerykańskiego horroru.
Drugi cios. Kolejny.
Skuliłam się błagając, aby przestał.
Krew mieszała się ze łzami bólu.
Miałam dość.
Nigdy nie przypuszczałam, że miejsce będące bezpiecznym schronieniem przez tyle lat, może stać się tak znienawidzone w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Krzyki, kłótnie to jedynie początek piekła. Po śmierci matki ojciec zaczął nadużywać alkoholu, z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej. Wkrótce został zwolniony z pracy, a ja zmuszona szukać prac dorywczych byleby tylko mieć pieniądze na chleb. Z utęsknieniem oczekiwałam osiemnastych urodzin. To miał być dzień w którym ucieknę z tej niewoli. Zerwę trzymające mnie łańcuchy.
Potrząsnęłam głową wyrywając się z głębokiego zamyślenia. Nawet nie zauważyłam momentu kiedy wyminęłam budynek. Spojrzałam na ekran komórki. Za dziesięć czwarta.
Odwróciłam się na piętach, aby ruszyć biegiem w stronę domu.
Zabije mnie.
Może leży upity na kanapie.
Zabije mnie.
Może wyszedł ze znajomymi.
Zabije mnie.
Może…
Zatrzymałam się sparaliżowana z przerażenia.
Światło. W salonie świeci się światło.
Jestem martwa.
Przełknęłam gulę, która pojawiła się w moim gardle i ruszyłam sztywnym krokiem w kierunku drzwi wejściowych. Dostałam się do środka najciszej jak potrafiłam. Już miałam iść do swojego pokoju, gdy za plecami usłyszałam:
- Gdzie byłaś?
Przełknęłam.
- W szkole. Zajęcia trwały dłużej niż zwykle. Musiałam zostać, aby…
- Pytam się ciebie gdzie do cholery byłaś?! – wrzasnął, pchając mnie na ścianę.
Zadrżałam przerażona widząc wyraz jego twarzy. Oczy lśniły wypełnione gniewem. Usta były wygięte w nienaturalnym grymasie obrzydzenia. Tak, to zdecydowanie było obrzydzenie. Mój widok przyprawiał go o mdłości.
Kątem oka zauważyłam puste butelki po wódce. Upił się. Znów.
Szarpnął mnie za przód koszuli i podniósł do pionu. Po chwili padł pierwszy cios, a w ustach poczułam metaliczny smak krwi.
To wszystko przypomina scenę rodem ze słabego amerykańskiego horroru.
Drugi cios. Kolejny.
Skuliłam się błagając, aby przestał.
Krew mieszała się ze łzami bólu.
Miałam dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz